Złoty Las Marzeń. Tu wszystko jest możliwe

Złoty Las marzeń- tu wszystko jest możliwe...

Ogłoszenie

"zamknij oczy. Zamknij oczy, one nie pozwolą Ci zobaczyć nic. Otwórz umysł, otwórz szeroko. Stań i powiedź mi co widzisz" powiedz zaklęcie i oddaj się mu... I wejdź do Lasu, przyjacielu *** czekamy na warze propozycje rozbudowy lasu:D

#1 2008-02-15 22:56:23

Galadriela

Pani Lasu, Pani Światłości, Biała Pani

Zarejestrowany: 2007-08-12
Posty: 171

Cóż miała w oczach? Świt...a może zmierzch?

Wydarzenia opisane w tym opowiadaniu mają miejsce w drugiej wersji życia Galadriel, kiedy zawiera ona układ z boginią Vardą. Mają one miejsce tuż po przybyciu do Lasu Undomiel Evenstar. Nikt się wtedy nawet nie domyślał istnienia Trzech Pierścieni, najprawdopodobniej Narya i Valya nawet jeszcze nie powstały.

Zamieszczam też inne, poza filmowymi zdjęcia. Ściągnęłam je ze strony ilustratorów –wielbicieli Tolkiena. Z tymi zdjęciami trochę idziemy na łatwiznę. Nasza wyobraźnia dzięki temu nie musi się już wysilać. Ale o ile istnieją zadowalające rysunki przedstawiające Arwenę czy Eowinę, o tyle nie znalazłam rysunku ani grafiki, która choćby odrobinę przystawała do mojej wizji lady Galadrieli. Pozostanę więc przy Galadrieli – Cate Blanschet, gdyż jest ona najbliższa temu, co widzę oczami szeroko zamkniętymi.


Wampirzycy z najlepszymi życzeniami i nadzieją, że nie opuści mojego Lasu jak wszyscy pozostali.


    Galadriel siedziała na swoim fotelu i pisała coś w dużej książce, którą rozłożyła sobie na kolanach. Arya na schodach prowadzących do biblioteki polerowała swój miecz, od czasu do czasu popatrując z niechęcią na Undomiel Evenstar. Nie lubiła nowoprzybyłej Elfki. Była w jej postawie jakaś dziwna zawziętość, buta i pewność siebie, które drażniły Aryę Eldę. Uczucia Aryi zdawała się podzielać również Undomiel. Od dnia swego przybycia nie zrobiła nic, by przekonać Aryę, iż myli się na jej temat. Przeciwnie panoszyła się w Lesie, jakby była u siebie w domu, zaglądała w każdy kąt, a sposób w jaki odnosiła się do Lady Galadriel, to niezwykłe lekceważenie i dziwna drwina, sprawiały, że Arya bardzo często miała ochotę zrobić jej krzywdę. Undomiel zdawała się świetnie wiedzieć o uczuciach Aryi, a co dziwniejsze Arya wyczuwała, że bawią ją one, co jeszcze bardziej ją denerwowało.
- Idę – rzekła w końcu, wstając. Denerwował ją ten dziwny układ. Przy Undomiel nie umiała już rozmawiać z Galadriel, nie tak, jak wtedy, gdy były tylko we dwie.
- Z bogiem – rzekła Undomiel, nie podnosząc nawet wzroku znad czytanej ksiązki. – Jeśli w jakiegoś wierzysz – dodała po chwili.
Galadriel nic na to nie rzekła. Pokręciła tylko głową, jakby nagle dziwnie smutniejąc.
- Odprowadzę cię – powiedziała do Aryi.
    Kiedy szły przez Las, w stronę Drzewa Szpiczastouchej, które znajdowało się w bliskim sąsiedztwie Drzewa Pani, lecz jakże daleko na standardy ludzi, umówiły się na następny dzień na spacer. Obie zdawały się przepadać za wspólnymi wędrówkami i długimi rozmowami o wszystkim i o niczym. Gdy więc stanęły na polanie przed drzewem Szpiczastouchej, Galadriel przemówiła:
- Tylko się jutro nie spóźnij…
- Czy ja się kiedykolwiek spóźniłam? – zapytała Arya i ugryzła się w język, przypominając sobie wszystkie te momenty, kiedy zdarzało jej się zaspać i Galadriel przybywała na Asfalocie na jej polanę, by stanąwszy pod drzewem wołać tak długo, aż Arya Szpiczastoucha otworzy oczy.
- No właśnie – zaśmiała się Biała Pani, zdając się czytać w jej myślach.
    Kiedy promienie słońca ogrzały jej policzki, dając w ten sposób do zrozumienia, że najwyższa pora wstawać, jeśli nie chce znów się spóźnić, Arya rzuciła tylko jakieś elfie przekleństwo i nie pomna na nic, skryła złota głowę pod poduszką, gdzie panowała prawie idealna ciemność. Obudził ja dopiero tętent końskich kopyt, od którego dudniła ziemia. Asfalot, pomyślał Arya i wystawiając nogi z pościeli przeciągnęła się. Gdy Pani wjechała na polanę przed jej drzewem, Arya była już ubrana i można powiedzieć, że prawie uczesana. Południe… To było dla niej stanowczo za wcześnie. Kiedy jednak uwiesiła się na gałęzi, by efektownie zeskoczyć na polanę i rozbawić Panią Drzew, resztki snu natychmiast ją opuściły. Obok Asfalota stał drugi jednorożec. Nie byłoby w tym nic niepokojącego, gdyby nie fakt, że wierzchowiec ów był osiodłany. Arya puściła gałąź, na której do tej pory kołysała się w przód i w tył, patrząc z niedowierzaniem na panią Galadriel i wylądowała na ziemi. Zanim Biała Pani zdążyła ją przywitać, Arya rzekła:
- Jeżdżę tylko na smokach.
Galadriel uśmiechnęła się do niej promiennie.
http://www.theargonath.cc/characters/galadriel/pictures/gfotrfarewelll6.jpg
- Dzień dobry, Aryo Elda, wszystkie dobre duchy pozdrawiają cię.
- Jeżdżę tylko na smokach – powtórzyła z uporem Arya.
Galadriel zeskoczyła z Asfalota, którego zwykle dosiadała po damsku na dodatek na oklep. A jednak, gdy na nim jeździła zdawała się jakby przyklejona do końskiego grzbietu, jakby niemożliwością było, by mogła spaść. Spaść! Nie, nie ona. Nie Galadriel.
- Nie sądzisz, że twe słowa sprawiają mu przykrość? – zapytała Galadriel, spoglądając na złotego jednorożca. – Czy wiesz, że obwinia siebie za to, że nie chcesz go dosiąść? Nawet do głowy mu nie przyjdzie, że problem leży w tobie.
- Jeżdżę tylko na smokach – powtórzyła po raz trzeci, z uporem Arya.
Lecz Biała Pani potrafiła ze wszystkiego uczynić argument stawiający jej pomysł w dobrym świetle.
- Czy nie czas więc to zmienić?
Arya westchnęła. Nie, nie była dość silnym zawodnikiem, by kłócić się z Panią Drzew.
- Co mam  robić? – zapytała.
Galadriel przytrzymała strzemię.
- Nogę do góry, odbij się i hop, na siodło.
Arya wykonała polecenie i nie wiedzieć kiedy po raz pierwszy znalazła się na grzbiecie jednorożca. Z niedowierzaniem dotknęła złotej grzywy. W tym czasie Galadriel położyła dłonie na grzbiecie Asfalota, podskoczyła i już siedziała na jego grzbiecie. Przez chwilę układała fałdy białej sukni.
- No to ruszamy – uśmiechnęła się do Aryi. – Noro lin, Asfalot. Noro lin!
Asfalot jakby tylko na to czekał. Widowiskowo stanął dęba i ruszył przed siebie, ale na razie spokojnym kłusem. Pani poinstruowała Aryę, jak ma się unosić i opadać na siodle w rytm biegu jednorożca. Chwilę to trwało, ale wreszcie Arya odnalazła wspólny z koniem rytm i odkryła, jak bardzo przyjemna może być jazda konna. Jechały przed siebie, mijając polany, które Arya widziała pierwszy raz w życiu. Dłuższą chwilę milczała, podziwiając urok Lasu Galadriel, który każdego dnia zaskakiwał ją czymś nowym. Rzekłbyś, że Las był jak jego Pani. Znać ją można było całe życie, a ona i tak potrafiła zaskoczyć. W końcu to jednak Arya zdecydowała się przerwać milczenie.
- Jesteś pani bardzo potężna – stwierdziła.
Galadriel zrównała się z Arya i odpowiedziała jedynie:
- Tak mówią.
Arya westchnęła. Nie było w zwyczaju Pani odpowiadać tak lub nie. Jej odpowiedzi były zagadkowe, zmuszające do myślenia.
- Powiedz mi, pani Galadrielo, jak to jest władać potężna białą magią?
Galadriel wyprzedziła ją i okrążyła, tak, że teraz stały z Aryą twarzą w twarz. Młody jednorożec cofnął się przed potężnym Asfaltem, który uderzał złotymi kopytami z ziemię, rozbijając ją na pył. Galadriel chwilę uważnie patrzyła na Aryę, a potem odpowiedziała:
- Niewiele na temat czarów nauczyła cię matka, Aryo. Być może niewiele też sama wiedziała. Tym więc znamienitsze jest to, że osobę nieprzygotowaną powołano do tak wielkich czynów. Wielka w tobie musi mieszkać moc, Aryo.
Arya westchnęła. Dużą część swego życia spędziła wśród ludzi. Nigdy tego pobytu w tym, jakże innym świecie nie żałowała, teraz widziała jednak, ile straciła. Galadriel, chwyciła ją za podbródek i zmusiła, by na nią spojrzała.
- Zapamiętaj to, co teraz ode mnie usłyszysz, Aryo – poprosiła cicho. – Prawdziwa magia nie jest ani czarna, ani też biała. Dobro i Zło istnieją tylko w sercu Czarownicy. To ty zadecydujesz, Aryo. To, że nazywacie mnie Białą Panią jest tylko moim wyborem, ale nie musiało tak być. Jestem Białą Panią, ale to nie oznacza też, że musi tak być zawsze. Prawdziwa magia… ona będzie taką, jaką ty nakażesz jej być. Sama w sobie nie jest ani dobra, ani zła.
Powiedziawszy to Pani zawróciła Asfalota i mrugnęła do Aryi.
- Odchyl się trochę do tyłu. Kolana mocno do siodła i piety w dół.
- Dlaczego? – zapytała Arya.
- Galopujemy – odpowiedziała pani, a Asfalot wystrzelił w przód jak strzała. Przez chwilę wszystko zlało się Aryi w jedna wielką, kolorową plamę. Wiar igrał z włosami, uderzał w oczy. Ale wreszcie Arya odnalazła rytm w tym końskim chodzie, odkrywając, że uwielbia jeździć konno. Postanowiła jednak ukryć ten fakt przed Fundorem, by rozżalony smok nie rozerwał jej na strzępy.
Po powrocie do swego Drzewa, Galadriel zastała Undomiel Evenstar pogrążoną nad lekturą książki. Przyjaciółka podniosła wzrok znad tekstu.
http://arwen-undomiel.com/images/arwen/Arwen_RotK_16.jpg
Galadriel uśmiechnęła się do niej. Biała Pani pomyślała, że choć Gwiazdka wygląda tak samo, jak w dniu, gdy widziały się po raz ostatni, w środku jest już zupełnie inną Elfką. Widocznie będę musiała ją poznać jeszcze raz, na nowo, pomyślała Pani Drzew. Evenstar, widząc czynione przez przyjaciółkę obserwacje, uśmiechnęła się filuternie jak mała dziewczynka.
- O co chodzi, Lamare? – zapytała.
Galadriel przysiadła na oparciu jednego z rzeźbionych foteli.
- Zastanawiam się, kiedy stałaś się dla mnie kimś zupełnie obcym – odparła. – Nie znam tej Elfki, która wczoraj z taką drwiną potraktowała Aryę Szpiczastouchą. Undomiel Evenstar, którą znałam, moja Undomiel Evenstar, nigdy by sobie na to nie pozwoliła.
Evenstar uciekła wzrokiem. Wstała i odłożyła książkę.
- Wszystko się zmienia – odparła po chwili milczenia. – Wszystko… Nic nie jest pewne. Nic nie jest na zawsze – Elfka ukryła twarz w dłoniach.
Galadriel podeszła i położyła przyjaciółce rękę na ramieniu. Undomiel odwróciła się bez słowa i przytuliła do Galadriel. Pani słyszała, jak o posadzkę uderzają perły, stworzone z zakrzepłych łez jej przyjaciółki.
- Tak mi źle – szepnęła.
Galadriel odsunęła ją delikatnie od siebie i spojrzała głęboko w szare, piękne duże oczy Pani Zmierzchu. Gwiazdka znalazła w jej spojrzeniu otuchę i nadzieję. I po prostu musiała się uśmiechnąć.
- Od początku świata czas wszystko lepiej wie – stwierdziła Galadriel, słowami starej elfiej ballady. – Nie możesz wciąż pytać swojego serca, czy mogło być inaczej, czy mogło trwać dłużej choć o jeden sen… Evenstar… Raz na całe życie wielką miłość masz. Nie mogę wiedzieć czy to twoja wielka siła czy wielkie przekleństwo – stwierdziła, a po jej promiennej twarzy przebiegł cień. Ale krótko, prawie niedostrzegalnie. – Ale musisz z tym żyć, aż po przemianę świata. Bo czy tego chcesz, czy nie… są ludzie, którzy nie pozwalają o sobie zapomnieć.
Gwiazdka kiwnęła głową i mocno przytuliła się do przyjaciółki.
- Dziękuję, Lamare. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.
Galadriel, roześmiała się.
Evenstar wyminęła ją w podskokach, kierując się ku wyjściu.
- Dokąd idziesz? – zapytała Galadriel, gdy Undomiel była już na schodach.
- Chyba muszę przeprosić, Aryę – odparła Undomiel. – A… jeszcze jedno. Kiedy tu przybyłam, ja również cię nie poznałam. Gdy opuszczałaś…mój dawny dom, byłaś zagubioną Elfką. Wjeżdżając tu zastałam Królową… Galadriel, Władczynię Drzew.
    Evenstar wróciła dopiero wieczorem. Ale nie sama. Towarzyszyła jej Arya, Pani Mieczy. Gdy szły przez polanę przed Drzewem Pani śmiały się i żartowały, jakby znały się od bardzo dawna. Evenstar prowadziła Aryę pod rękę. Jakby były przyjaciółkami od lat tak wielu, że nikt nie potrafiłby powiedzieć, odkąd się znają. Galadriel uśmiechnęła się pod nosem. Oto, jak działa zgodność charakterów. Arya i Undomiel tak naprawdę zostały stworzone z tego samego kryształu. Można je było albo kochać, albo nienawidzić. Nikt nie pozostawał wobec nich obojętny.
- Prowadzę ci gościa, lady Galadriel – krzyknęła Undomiel, stając u podnóża schodów pod posągami trzymającymi kamienne zwierciadło.
Galadriel, która stała na balkonie pomachała do nich, zapraszając do środka.
http://arwen-undomiel.com/bannerses/lotr/galadriel/Galadriel_12.jpg
    W czasie uczty Galadriel była zmuszona kilkakrotnie napełniać puchar Aryi, tak była radosna i tak chętnie zażywała miodu z piwnic Pani. Swobodnie gawędziła z Evenstar. Nie było między nimi śladów dawnej wrogości, czy napięcia. Istnieją słowa, które mają większą moc, niż  najsilniejsza magia, przemknęło przez myśl Galadriel. Lady of Light w tym momencie usłyszała wołanie Drzew. Driady, stróżujący na granicach Lasu, doniosły, że w stronę Lorien zmierza grupa jeźdźców. Elfów. Biała Pani zdziwiła się.
- Czy mamy ich przepuścić, lady Galadriel? – zapytała mentalnie driada.
Galadriel myślała przez chwilę, potem szepnęła:
- Bramo Elfów słuchaj moich słów…
Zauważyła, że Arya bacznie jej się przygląda.
- Coś się stało? – zapytała.
- Jeszcze nie wiem – odparła Lady of Light, zgodnie z prawdą.


    Falkor wszedł do swojego warsztatu. Jego kolega jak zwykle już był. Nadgorliwiec. Elf przywitał się i zajął miejsce przy swoim stole. Nie musiał długo czekać. Przyjaciel jak zwykle zaczął pogawędkę, która w zasadzie była monologiem. I tak, Falkor, czy chciał, czy nie, dowiadywał się wszystkich plotek i nowości. Tym razem, jego przyjaciel zaczął snuć opowieści na temat tego, co ludzie opowiadają o niezwykłym lesie, który jest gdzieś tam, dokładnie nikt nie wie gdzie.
- A miejscem tym rządzi niejaka Biała Wiedźma. Mówią o niej, że to wiedźma, władająca najwyższą magią. Mówią, że każe się nazywać królową. Mówią, że wszyscy, którzy wyruszyli na poszukiwanie tego lasu, nie wrócili. Nie wiadomo czy żyją. Każdy, kto wejdzie do tego lasu, już z tej podróży nie wraca. Wszelki słuch zaginął po tych śmiałkach, którzy zdecydowali się na odszukanie Białej Wiedźmy.
Falkor roześmiał się w głos.
- I co jeszcze mówią? – zapytał.
- Mówią, że Biała Wiedźma ma wielką moc. Że sama potrafi wybrać mieszkańców swojego Lasu, odnaleźć ich i przywołać do siebie. Tak, że odnajdą las nawet o nim nie wiedząc. A potem już tam zostają, bo Biała Wiedźma spętuje ich swą mocą, spod której nikt się jeszcze nie zdołał uwolnić. Jest wybredna, sama wybiera sobie poddanych i zamyka ich w tym dziwnym lesie, miejscu, gdzie jak mówią, dzieją się rzeczy niewyobrażalne.
Falkor kręcił głową z niedowierzaniem. Cóż też ci Ludzie nie wymyślą.
- Coś jeszcze? – zapytał, rozbawiony do granic możliwości.
- Słyszałem jeszcze, że patrząc na ciebie, czyta ci w duszy. Jedno jej spojrzenie potrafi sprawić, że nie możesz się ruszyć, nie możesz przestać patrzeć jej w oczy, choćbyś bardzo chciał. A ona czyta z ciebie, jak z książki. Podobno, gdy to spojrzenie padnie na ciebie, już nigdy nie jesteś taki sam. Mówią, że jedno jej spojrzenie jest w stanie tobą zawładnąć, zabić cię od środka.
- Czy nie jesteś zbyt przesądny jak na Elfa? – zakpił Falkor. – A powiedz mi przyjacielu, czy ta Biała Wiedźma ma jakieś imię? Czy też może podania ludowe nie nadały jej jeszcze imienia?
- Nazywają ją Galadriel.
Falkor drgnął. Poczuł się zupełnie tak samo, jak gdy wymawiano przy nim imię córki króla, Lamare. Choć nie znał księżniczki, nigdy jej nawet nie widział, bo uciekła ojcu dzień przed tradycyjnym ukazaniem ludowi jego przyszłej władczyni, zawsze gdy słyszał jej imię, przechodził go dreszcz. Tłumaczył to sobie w ten sposób, że nie jest to reakcja na osobę księżniczki, tylko na jej imię, które było wyrazem w pradawnej mowie. Podobnie było teraz. Przeszedł go dreszcz, którego nie potrafił ukryć. Dobrze, że przyjaciel tego nie zauważył, pochłonięty swą pracą. Więc Biała Wiedźma musi znać pradawną mowę, przyszło mu do głowy. Słowo Galadriel oznaczało bowiem Panią Drzew. Falkor nie miał jednak czasu dłużej się nad tym zastanawiać, gdyż rozległo się pukanie i do jego warsztatu wszedł Elf o płowych, długich, prostych włosach, a ubrany w iście królewskie, błękitne jak gołąb szaty. Obrzucił spojrzeniem ubogi warsztat i z niedowierzaniem przeniósł wzrok na Falkora. Ukłonił się nisko, dwornie.
- Czy ty, panie jesteś Falkorem, mistrzem magicznych przedmiotów.
- Tak mnie nazywają – odparł. – Aczkolwiek jestem pewien, że nie zasłużyłem.
- Chciałbym panie zamówić u ciebie broszę.
- Broszę? – zdziwił się Falkor. – Nietypowa to prośba, panie.
Gościa uderzyło jak dworne maniery ma niezwykły Elf. Pracował w małej szopie, a było w nim cos królewskiego. Jednocześnie traktował wszystkich z szacunkiem. Rozmawiali kilka minut, a Mistrz już pozyskał sobie sympatię gościa. Upewnił go również, że zupełnie zasłużył na swój tytuł.
- Jaka broszę życzysz sobie, panie? – padło kolejne pytanie i Mistrz sięgnął po notes.
- Sam nie wiem… To prezent dla Elfki, którą pragnę poprosić, by uczyniła mi zaszczyt i została moja damą, moją panią. Nie znam jej wszakże. Szczerze mówiąc, liczyłem na twą pomoc.
Falkor sięgnął po szkicownik. Postanowił zastosować swoją stałą technikę. Pierwsze skojarzenie, które nasunęło mu się w związku z osobą, dla której tworzył prezent. W tym celu zadał jeszcze jedno pytanie:
- Jak ma na imię, wybranka twego serca, panie?
Gość zmieszał się nieco, ale odpowiedział szczerze:
- Zwą ją, Galadriel, Mistrzu Falkorze.
Falkor zadrżał. Słyszał jak narzędzie wypada z dłoni jego przyjaciela. Widział zaskoczenie na jego twarzy, gdy schylał się, by podnieść je z podłogi. A potem zamknął oczy i naszkicował. Drzewo o pięknym pniu i rozłożystych gałęziach, podtrzymujących perłę. I wtedy, jakby lśnienie, błysk światła, wpadający do myśli, zobaczył oczy. Błękitne piękne oczy, okruchy nieba ukryte w twarzy kobiety.
http://arwen-undomiel.com/images/galadriel/Galadriel_blue_eyes.jpg
http://filmsirkus.no/shop/images/standardbilder/NN9233L%5B1%5D.jpg
A gdy otworzył oczy, zdziwił się, gdyż patrzył na gotowy projekt, a nie pamiętał, by zaczął szkicować. Po raz pierwszy zdarzyło mu się coś takiego. Gość spoglądał zachwycony.
- Drzewo… oczywiście. W końcu mieszka w lesie.
Falkor westchnął.
- Wykonam broszę ze srebra, by zbierało promienie słońca i perły, która jest jak zamrożony promień księżyca. Dla Galadriel… Pani Drzew.
- Dlaczego, panie, akurat Biała Wiedźma?- odważył się zapytać jego przyjaciel.
Przybyły Elf, odwrócił się i spojrzał na niego.
- Bo przebywanie z nią jest marzeniem.

    Galadriel nie musiała długo czekać. Już po kilku godzinach usłyszeli tętent kopyt. To driady prowadziły orszak Elfów. Arya pierwsza pochwyciła dźwięk. I zupełnie zapomniała, że kłóciły się właśnie o to, która pierwsza przeczyta nowe dzieło Wampirzycy. Evenstar, korzystając z wahania Aryi, podkradła jej rękopis i triumfalnie uciekła na swój fotel. Arya spojrzała zaskoczona na Galadriel.
- Mamy gości? – zapytała.
Evenstar uniosła oczy znad zwoju.
- Rzeczywiście, ja też to słyszę.
Podróżującym towarzyszyły skrzypce i piszczałki, a ktoś wyśpiewywał słowa pięknej pieśni:
- Były to włosy złote, rozpuszczone
W tysiącu słodkich loków, krętych, jasnych,
Światło wspaniałe drgało rozleśnione
W oczach przepięknych, które dziś przygasły.

Twarz była pełna współczucia; czy szczera?
Twarz się zmieniła w barwie; czy być może?
Cóż więc dziwnego w tym, że gdy otwieram
Powieki, czuję nagle w piersiach pożar?

Stąpanie jej nie było rzeczą ziemską,
Lecz anielskiego ducha, a jej słowa
Brzmiały inaczej niźli ludzka mowa.

To blask niebiański, to słońce zwycięskie,
Tak ją widziałem. I choć tak dziś nie jest,
Gdy łuk oddalą, rana nie zdrowieje.

- To chyba o tobie – stwierdziła Evenstar i zanim Biała Pani, zdążyła ją powstrzymać, już biegła na polanę. A za nią Arya. Lady of Light, wyciągnęła dłoń, by je powstrzymać, ale nie zdążyła. Zastygła na chwilę w tej pozie, niczym kamienna bogini, która jednak się waha. A gdy ich kroki odbiły się echem w pomieszczeniu, rzekła sama do siebie, lecz jakby mówiła do nich:
- Nie śpieszcie się tak, on tylko przybył prosić mnie o rękę.
    Wyszła za nimi na schody w momencie, gdy orszak, prowadzony przez armię driad broniących swego Lasu, wprowadził gości na polanę. Galadriel wybijała się z mroku, jakby sam cień odsuwał się, bojąc się tej jasności. Pani zeszła po stopniach. Z białego konia zeskoczył Elf o włosach płowych, oczach szarych jak kamienie, a twarzy poczciwej i uśmiechniętej.  Ubrany był w białą szatę, ozdobioną w srebrny pas wykuty w kształt liści i szarą pelerynę. Spojrzał na nią i ukłonił się.
- Ten blask niebiański, to słońce zwycięskie… taką cię widzę, lady Galadrielo. Przybyłem do twego pięknego Lasu, by prosić o twą rękę.
    W lesie zapanowała cisza. Nawet Drzewa nie śmiały zaszumieć. Mieszkańcy Lasu jakby w jednej chwili stali się wszyscy kamieniami. O jakże niezmiernie byli zaskoczeni. Zupełnie inaczej niż Lady of Light, która uśmiechnęła się i rzekła:
http://www.theargonath.cc/characters/galadriel/pictures/gfotrmirror8.jpg
- Bardzo mi pochlebia twa propozycja, lordzie Celebornie. Pozwól, że moi przyjaciele przygotują spoczynek dla ciebie i tej kompanii, a jutro wyprawimy ucztę, byście wszyscy zawsze dobrze myśleli o pięknej Lorien.
    A potem, nie udzieliwszy odpowiedzi, odeszła. Arya i Undomiel Evenstar pognały za nią, niczym damy dworu wielkiej królowej. A gdy znów znalazły się we wnętrzu Drzewa, Galadriel usiadła na swym fotelu i parsknęła śmiechem. Arya, uniosła brwi ze zdziwienia, ale Undomiel Evenstar zareagowała zupełnie inaczej. Arya zupełnie się po niej tego nie spodziewała.
- A nie sadzisz, że powinnaś go przyjąć?
Arya spojrzała na nią ze zdziwieniem, ale Galadriel tylko posmutniała. Tak bardzo posmutniała.
- Może powinnam – odparła.- Ale… tego nie zrobię.
Undomiel zdenerwowała się.
- Czekasz na pana swych marzeń, co?! Na wielkiego królewicza, idealnego! Ale, Lamare, nawet Elfowie nie są idealni. Niewielu Efów zniesie, by nazywano ich mężami lady Galadriel. Twój mąż, będzie zawsze w twoim cieniu. Będzie tylko nieistotnym dodatkiem do wielkiej Białej Królowej. Żaden nie będzie tak chciał. A tu, przybył do ciebie taki, który tego chce… Wystarczy jeden pocałunek, jeden pocałunek, byś pokochała go na zawsze.
- Chcę się zakochać, zanim pocałuję tego, którego wybiorę. Tak powinno być, nie odwrotnie – Galadriel wpatrywała się w wierzchołki Drzew Lorien.
Undomiel Evenstar padła na kolana przed krzesłem Galadriel i chwyciła jej dłonie w swoje.
- Wyjdź za niego, proszę. Celeborn to najlepsze, co mogło cię spotkać. Proszę, chcę twego szczęścia. Wyjdź za niego, chyba że wolisz jak ja, dla kilku lat szczęścia, które dla Elfa są tylko chwilką, żałować potem całą wieczność. Lamare… te kilka wspomnień, których się trzymam… Na które jestem skazana po kres wieczności nie było tego warte. Wierz mi. Ostatnie, czego chcę, to by spotkało cię to samo. Tego chcesz, być smutną i zgorzkniałą resztę swych dni? Celeborn. To jest dobra droga… to jest szczęście. A nie wiara w wielką miłość. Bo wielka miłość się skończy, a ziemia nie chce przestać się kręcić. Naprawdę. Wielka miłość! To będzie kilka lat… a potem już tylko smutek po przemianę świata.
Arya stała za Evenstar i nie bardzo wiedziała, co ze sobą zrobić. Galadriel spojrzała w oczy przyjaciółki i rzekła:
- Wyjdę za niego, jeśli chcesz Evenstar. Ale powiedz mi, że gdybyś mogła jeszcze raz podjąć decyzję nie zgodziłabyś się zostać żoną Elessara, Kamienia Elfów.
Arya już chciała krzyczeć, że Galadriel nie może wyjść za Celeborna, którego widziała na oczy pierwszy raz, ale ku jej zaskoczeniu Undomiel milczała. Galadriel, chwyciwszy ją jednym palcem za podbródek, podniosła jej twarz na wysokość swoich oczu. Wpatrywała się chwilę w jej oczy, a potem rzekła:
- Ano właśnie – podniosła się z fotela i wyszła na balkon, roztaczając wokół siebie drobinki migotliwego blasku. – Zostawcie mnie samą, proszę.
    Gdy wyszły, oparła się o srebrną balustradę swojego balkonu i patrzyła na Lorien skapane w księżycowej poświacie. Było takie ciche, takie spokojne. Widziała polanę, na której driady rozlokowały Celebotrna i jego towarzyszy. Grali i śpiewali, siedząc wokół płonących ognisk.
http://www.warofthering.net/gallery/galleries/albums/fotrlothlorien/images/PDVD_1024.jpg
Potem, z podnóży drzew przeniosła swój wzrok znacznie wyżej. Spojrzała w gwiazdy. Mogła by przysiądź, że przez chwilę widziała Vardę, przechadzającą się wśród Gwiazd. Jej wzrok zahaczył o Namarię, gwiazdę pożegnań.

http://images.elfwood.com/art/r/u/rusty/elberethhalfsize.jpg
I po raz pierwszy od ucieczki z domu, zwątpiła. Kiedy uciekała nie mogła się pozbyć uczucia, że gdzieś tam, jest ktoś, kto będzie ją naprawdę kochał. Ktoś z kim będzie mogła porozumiewać się bez słów. Ktoś, kto będzie miał w sobie kawałek jej duszy, tak, jak ona była pewna, że nosi część jego duszy w sobie. Teraz ta pewność zaledwie się tliła. Lady of Light zacisnęła pięści. Przecież nie raz czuła, że są tak blisko, że za chwilę się spotkają. A jednak do spotkania nigdy nie dochodziło.
- Wymyśliłam cię? – zapytała samą siebie, ale tak naprawdę osobę, na którą zawsze czekała, a której istnienia była pewna tak samo jak tego, że po nocy nadejdzie dzień. –
Gdy wchodzisz w rzeki nurt drugi raz
Wiedz że to rzeka jest już nie ta
Bo woda ciągle płynie, wciąż się zmienia
A gdyby jej prąd chciał ponieść nas
Tam gdzie bezkresna mgła
I odsłonić znany tylko nam z marzenia...
Ten za łukiem rzeki świat
Ten za łukiem rzeki inny świat

Przyzywa mnie
Ten za łukiem rzeki świat
Daleki brzeg
Tam gdzie krzyki mew
Lecz któż to wie
Co przyniesie jutro mi
Ten za łukiem rzeki świat...
Co lśni...
...marzeń mych świat.

Przeczuwam go za pasmem gór
I tam gdzie wodospadów huk
Lecz ciągle słyszę ten rozsądku sygnał
Solidny mąż co trwały dom
Wznieść dla mnie będzie mógł
Nie troszcząc się, że dziś go z serca wygnał
Ten za łukiem rzeki świat
Ten za łukiem rzeki inny świat

Przyzywa mnie
Ten za łukiem rzeki świat
Daleki brzeg
Tam gdzie krzyki mew
Lecz któż to wie
Co przyniesie jutro mi
Ten za łukiem rzeki świat...

Czy mam wybrać prosty los
Jak uparty bębna ton
Moim mężem ma być on
Czy sen najcudowniejszy zgasł?

Czy wciąż mi dajesz
Panie mych marzeń
Ten za łukiem rzeki świat...

    Następnego dnia Galadriel poczyniła przygotowania do uczty. Wieczorem zjawili się faunowie, by przygrywać tańczącym na fletach. Na polanie stanęły białe drewniane stoły, zastawione suto potrawami, u szczytu postawiono dwa krzesła – dla Lady Galadriel i lorda Celeborna. Uginał się od potraw a w srebrnej zastawie odbijał się księżyc, tworząc iluzję, że stuł roztacza poświatę.
    Evenstar cały dzień męczyła Aryę, przygotowując ją do uczty. Ubrała ją w srebrną suknię. Tak, że Arya po raz pierwszy przypominała córkę królowej. Przeglądając się w lustrze nie mogła uwierzyć, że to naprawdę ona. Miała ochotę, jak mała dziewczynka, zajrzeć za lustro i sprawdzić, czy nie schowała się tam prawdziwa Arya. A jednak, nie mogła zaprzeczyć, że bardzo się sobie podobała. Przypominała jasny promień Księżyca. Prawdziwa ozdoba Lorien.
http://images.elfwood.com/art/l/o/lollu/ladyofrohan.jpg
    Evenstar przywdziała na tę okoliczność granatową suknię. Na plecy zarzuciła przepiękną czerwoną, aksamitną pelerynę. Całości dopełniła srebrna gwiazda, którą założyła na czoło. Undomiel – Pani Zmierzchu. Obróciła się przed lustrem. Jej perlisty śmiech odbijał się po pomieszczeniu. Srebrno-granatowa suknia zafalowała. Prawdziwa królowa, przyszło na myśl Aryi. Evenstar pochwyciła jej spojrzenie.
http://images.elfwood.com/art/m/e/meredithdillman/arwen_bookmark.jpg
http://arwen-undomiel.com/images/arwen/Arwen_sc13.jpg
- Chodźmy – stwierdziła. – Lady of LIght oczekuje…
Undomiel i Arya, siedzące po prawej stronie Pani Lasu, obserwowały cały wieczór państwa pogrążonych w rozmowie. Tyle, że intencje wojowniczek były inne. Undomiel czekała z nadzieją, Arya z goryczą i trwogą. Czuła, że nie Celeborn jest przeznaczony jej Lady of Light. Czuła, że pani powinna iść inną drogą. Ale nie odważyła się jej tego powiedzieć, skoro wiedziała, że pani mogła już wszystko zobaczyć z swym Zwierciadle. Gdy wieczerza zbliżała się ku końcowi, Celeborn wyciągnął coś spod stołu.
http://images.elfwood.com/art/p/u/puimun/lothlorien.jpg
Postawił przed Galadriel pudełko obite srebrnym aksamitem. Galadriel spojrzała na niego zaskoczona.
- Oto mój dar, dla największego Światła, jakie spotkałem w życiu – to powiedziawszy otworzył pudełko.
Wszyscy siedzący przy stole zobaczyli, jak z pudełka uderzył srebrny blask. Zaciekawione Undomiel i Arya, wyciągały szyje, by zobaczyć, co otrzymała Galadriel. A na jej twarzy malowało się zaskoczenie. Tak ogromne zaskoczenie, jakiego Arya nigdy nie widziała. Pani wyciągnęła dłoń i delikatnie dotknęła tego przedmiotu.
- Piękna – szepnęła i uśmiechnęła się do Celeborna.
- Wykonał ją na moje polecenie Falkor, Mistrz Magicznych Przedmiotów.
Galadriel zadrżała, słysząc to imię. Po jej twarzy przebiegł słaby uśmiech, a potem spojrzała na Celeborna i zapytała:
- Znasz panie woltę?
- Owszem, lady Galadriel.
- Evenstar, poproś faunów, by zagrali woltę.
    Elfka kiwnęła głową i wstała od stołu. Arya pierwszy raz słyszała o tym tańcu. Celeborn wstał i podał dłoń Galadriel. Razem przeszli na środek polany i gdy faunowie zaczęli grać rozeszli się półkolem w dwóch różnych kierunkach. kierunkach tym samym momencie oboje wznieśli ręce i klasnęli, potem zrobili obrót i klasnęli z drugiej strony, a gdy ponownie się zeszli, Celeborn chwycił Galadriel w tali, uniósł i przeniósł o pół obrotu. Powtórzyli to kilka razy, a potem roześmiani wrócili do stołu. Patrząc na to, Evenstar szturchnęła Aryę w bok i mrugnęła porozumiewawczo. Jej uśmiech zdawał się mówić, przyjmie go, przyjmie. Gdy wrócili do stołu, Celeborn podsunął Galadriel pudełko, wtedy Lady of Light wstała, a cały Las zamilkł, czekając na jej słowa.
- Piękny to prezent, lordzie Celebornie – rzekła, patrząc na niego i uśmiechając się. – Ale jestem zmuszona odmówić twej prośbie. Nie zostanę twą żoną.
- Jak to!? – wyrwało się Evenstar, która z wrażenia aż wstała.
Galadriel odchodząc od stołu, zaszczyciła Evenstar jednym spojrzeniem. Jednym twardym, lodowatym, dumnym spojrzeniem, które wystarczyło, by osadzić ją z powrotem na krześle. Pani ruszyła w kierunku swego Drzewa, a za nią wszyscy biesiadnicy, z lordem Celebornem na czele. Gdy Pani dobiegła do swej polany, schwyciła suknię w dłonie i zaczęła wbiegać po schodach. Po chwili jednak odwróciła się. Oni zatrzymali się natychmiast, będąc już prawie przy schodach. A tym, którzy teraz na nią patrzyli, zdawała się silna, dumna i nierzeczywista, podobna do silnego drzewa o białej korze i złotych liściach. Drzewa, które nie ugnie się, przed żadnym wiatrem, gdyż jest zbyt dumne, by złożyć pokłon komukolwiek. Spojrzała na nich z góry i krzyknęła:
- Tu rządzi jedna pani, pana nie będzie!
I był to jedyny raz, kiedy Galadriel powiedziała, że rządzi Lorien. Zwykle nazywała się Opiekunką Lasu, a jego mieszkańców swymi przyjaciółmi. Nigdy nie nazwałaby ich poddanymi. Galadriel, szeleszcząc suknią, jak liśćmi, wbiegła do wnętrza Drzewa, pozostawiając wszystkich w osłupieniu. W tej ciszy słychać było tylko jeden dźwięk. Gdy lord Celeborn położył aksamitne pudełko na schodach. Potem odszedł.

    Celeborn sprawdzał czy sakwy przy siodle dobrze się trzymają. Nagle poczuł na sobie czyjś wzrok. Odwrócił się. Stała kilka kroków od niego. Biała dostojna i spokojna. Biała Królowa. Jej złote włosy rozwiewał wiatr. Ukłonił się. Odpowiedziała uśmiechem. Machinalnie podniosła dłoń do szyi i dotknęła srebrnej broszy. Uśmiechnął się. Cóż miał powiedzieć, wszystko było jasne. Wiedział, że ludzie pobratymcy mieli go zawsze za mało rozgarniętego. Ale on wiedział, zauważył.
- Czy możemy się przejść? – zapytała.
Skinął głową i podał jej ramię, które przyjęła z uśmiechem, prowadząc go wśród Drzew. Chwilę szli w milczeniu. Czekał, co ma mu do powiedzenia, choć wiedział, że to, co on chce powiedzieć Białej Pani jest równie ważne. Wreszcie zdecydowała się przerwać milczenie:
- Wybacz mi, lordzie Celebornie.
Zatrzymał się i spojrzał w jej oczy. Były teraz pełne smutku. Uśmiechnął się i rzekł:
- Jesteś wspaniałą kobietą, Galadriel. Zasługujesz na coś więcej. Na dużo więcej… Zasługujesz, by naprawdę kochać tego, komu oddasz swe serce na wieczność. A gdy podejmiesz tę decyzję, Elf ten będzie najszczęśliwszy na świecie. Ja nim nie będę… Ale nie jest to ani twoją winą, ani moją. Po prostu potrzebujesz kogoś lepszego ode mnie…
Chciała zaprotestować, ale uciszył ją gestem dłoni.
- Przy boku wyjątkowej Elfki musi stanąć ktoś równie wyjątkowy. Ktoś, kto każdego dnia będzie cię kochał tak, jakby za chwilę miał się skończyć świat.
Galadriel słuchała tych słów z niedowierzaniem. Nie spodziewała się, że w tym niepozornym Elfie drzemie tak wielka mądrość.
- Dziękuję – szepnęła, przytulając się do niego. Poczuła jak głaszcze ją po włosach. – Jestem zaszczycona, że mogłam cię poznać. Jesteś wyjątkowo mądrym Elfem, Celebornie.
- I twym przyjacielem aż po przemianę świata, Biała Pani – odparł, ponownie podając jej ramię. Ruszyli raźno przed siebie. – A jako twój przyjaciel pozwolę sobie powiedzieć ci jeszcze o czymś, Lady of Light.
Spojrzała na niego zaciekawiona i kiwnęła głową, zachęcając go, do wypowiedzenia swego zdania.
http://www.theargonath.cc/characters/galadriel/pictures/gfotrmirror37.jpg
Właśnie wyszli spośród drzew na jakąś ścieżkę i oświetliło ich słońce. Nagle Galadriel zaśmiała się i pociągnęła Celeborna za dłoń. Zaczęli biec przed siebie. Po chwili ścieżka opadła w dół a oni sturlali się po zboczu. Kiedy znaleźli się u jego podnóża, rozciągnęli się na trawie. Biała Pani nabrała tchu i zaśmiała się.
-W Lorien za moim oknem czas, powoli płynie tak…Zupełnie powoli, aż można go dotknąć. A powietrze śpiewa. Tu nie trzeba układać świata, poukładał się sam. Kocham ten Las tak, jak nigdy nie będę kochać nikogo innego. Dlatego powiedziałam, że tu rządzi tylko jedna pani, a pana nie będzie. Jestem panią Lasu, należę do niego, tak jak i on do mnie. I nie jest możliwe bym mogła pokochać kogokolwiek, dlatego nie miej żalu, Celebornie.
Celeborn uniósł się na łokciach i spojrzał na nią. Była uśmiechnięta, rzeczywiście promieniała radością a jednak z jakiegoś powodu jej oczy pozostawały smutne.
- Nie mam żalu, Galadriel. Powiedz mi jednak, dlaczego mimo radości, która od ciebie emanuje twe oczy zawsze pozostają smutne?
Lady of Light odgarnęła włosy do tyłu. Złote kosmyki posypały się na plecy. Jaśniejące płynne złoto.
- Myślę – rzekła, patrząc mu w oczy – że to się zaczęło, kiedy powstało Zwierciadło. Ono jest mi pomocą, ale jest też moim przekleństwem. Jest rzeczą trudną i złowieszczą wiedzieć więcej niż wszyscy inni i nie móc się tą wiedzą podzielić. Dano mi, nie wiem zupełnie dlaczego, dar wiedzy, która nie jest przywilejem nikogo innego. Wiem o tym, co było, co jest a także, co może się wydarzyć. Bywa, że ta wiedza jest ogromnym ciężarem.
Zupełnie niespodziewanie nachyliła się do niego i spojrzała mu w oczy. W głowie usłyszał jej głos: Co widzisz w moich oczach? Wzdrygnął się, a ona roześmiała.
- Widzisz, boi się…. Nawet jeśli nie chcesz. To niezależne od ciebie. Poza tym chyba jestem inna niż wy. Zawsze myślałam inaczej. Wszyscy jesteście teraz zdobywcami. Świat jest dla was, byście mogli zabierać mu wszystko, co możliwe. Ja tak na to nie patrzę. Wiem, że kamień ma imię i duszę. Drzewa i zwierzęta są moimi braćmi. Ulewa jest mi siostrą a wiatr przyjacielem. Ja wierzę, że wszyscy jesteśmy jedna duszą. Wiem, że poza Lasem mówi się, że Lorien jest wyjątkowe. Ale przecież to bzdura, Celebornie. Wszystkie drzewa pną się do chmur, wszystkie zwierzęta są naszymi braćmi, dlaczego nie chcemy już tego widzieć? Życie jest cudem, świat jest cudem. Nie tylko w Lorien.
- Powiedziałaś mi, że możesz kochać tylko ten Las. Ale ja tak nie myślę – zaczął powoli. – Galadriel, czy spotkałaś kiedyś Falkora, Mistrza Magicznych Przedmiotów.
Drgnęła. Nieznacznie, pewnie sama tego nie zauważyła, ale drgnęła. Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Nie znam go – odparła.
Celeborn podniósł się z zielonej pachnącej trawy. Podał jej dłoń. Niedaleko nich, zupełnie niczego się nie bojąc, przebiegł mały, rudy królik.
- Myślę – zaczął -  że choć się nie znacie jesteście jakoś ze sobą związani. Lorien udawania, że nic nie jest niemożliwe, więc ośmielę się twierdzić, że dusza lady Galadriel, Pani Światłości i dusza Mistrza Magicznych Przedmiotów, Falkora są ze sobą jakoś związane. Czy wiesz coś o tym, Galadriel? – zapytał, patrząc jej w oczy bez strachu. Przechyliła głowę. Zdziwiła się. Niewielu potrafiło spoglądać w jej oczy bez lęku.
- Nie – odparła szczerze, w momencie, gdy przeszli most, nad rzeką opływającą wzgórze pośrodku którego wznosiło się jej drzewo.
    Po obiedzie Galadriel wsiadła na Asfalota i odprowadziła Celeborna aż do granicy Lasu. Undomiel uparła się, że wraz z Aryą będą jej towarzyszyć. Arya zgodziła się nawet dość chętnie, gdyż ze zdziwieniem przypomniała sobie, że bardzo rzadko odwiedza granice Lasu, jakby świat poza nim przestał jej być potrzebny. Gdy wyjechali spośród Drzew ich oczom ukazała się zielona, długa po horyzont równina. Galadriel i Celeborn zsiedli z wierzchowców. Lady of Lght przytuliła się do Celeborna. Pocałował ją w dłoń.
- Namarie, Celebornie – rzekła.
- Dearme, Lady of Light. Ufam, że spotkamy się jeszcze nie raz. Są bowiem istoty, które nie pozwalają o sobie zapomnieć.
    Potem wsiadł na konia i szybko wraz z towarzyszami ruszył przed siebie. Galadriel stała wyprostowana jak struna. Wzniosła dłoń w geście pożegnania. Stała nieruchomo, przypominając marmurowy posąg. Na granicy horyzontu, gdy Celeborn był już nieomal małą plamką, odwrócił się i pomachał. Jego koń stanął dęba, a potem ruszył z kopyta i Celeborn oraz jego orszak znikli.
- I straciłaś kandydata na męża – westchnęła Evenstar.
- Ale zyskałam przyjaciela – odparła Pani Drzew, opuszczając dłoń i podchodząc do Asfalota.
    Jakiś czas potem, trudno określić czy minęły dni, miesiące czy stulecia, bo w Lorien nie liczono czasu, zjawił się w Złotym Lesie inny gość. Nikt nie potrafi powiedzieć dlaczego Galadriel go wpuściła. W jednej z wersji tej historii Czarny Jeździec na czarnym koniu zwyczajnie pokonał magię Bramy Elfów i potęgę Galadriel. Inna mówi jednak, że znając przyszłość Galadriel wiedziała, że niektóre rzeczy po prostu muszą się stać i choćby się protestowało one i tak się wydarzą.
    Tego dnia stało się więc coś, co nigdy potem nie miało już miejsca. Do Lorien wkroczył Mrok. Czarny Jeździec na karym koniu mknął chyżo przez las, osłaniając oczy przed blaskiem. Wreszcie po długim okresie błądzenia, co jakiś czas mijając zaskoczonych Mieszkańców, którzy natychmiast po spotkaniu śpieszyli do Galadriel, dotarł na polanę. Gdy tam przybył, czekali już na niego wszyscy mieszkańcy Lasu. Wjechał odważnie na środek polany. Koń stanął dęba, od uderzeń jego kopyt zadudniła i zadrżała ziemia.
- Galadriel, wzywam cię! – wrzasnął, a powiało od niego chłodem, tak, że nawet Wampirzyca, której dusza znała zło, cofnęła się i ukryła w ramionach Wampira.
Na schodach ukazała się Galadriel. Zeszła powoli i dostojnie. Zatrzymała się trzy stopnie przed końcem schodów, dokładnie pod kamiennym zwierciadłem.
- Nie jesteś u siebie. Możesz mnie jedynie prosić, bym zechciała się pojawić - odparła dumnie.
- Przynoszę wiadomość od Floreta, Władcy Cieni – rzekło widmo, nie zsiadając z konia, czym dawał wyraz braku szacunku dla Lady of Light.
Skinęła głową, ale jej oczy pozostały lodowate.
http://www.theargonath.cc/characters/galadriel/pictures/gfotrmirror21.jpg
- Słucham więc.
- Lord Floret, Władca Cieni uczyni ci zaszczyt, wybierając cię na swą małżonkę.
- Jestem zmuszona nie przyjąć tego wątpliwego – Galadriel zawiesiła głos – zaszczytu.
Jeździec spiął konia, tak że ten znów stanął dęba. Wywijając kopytami w powietrzu, zatańczył w miejscu, gotowy stratować kogokolwiek mu każą. Jeździec zaśmiał się chrapliwie.
- Niedługo zawieje wiatr, który zmiecie pani dumę z powierzchni ziemi.
Galadriel patrzyła na niego twardo, lodowato. Arya po raz pierwszy widziała to spojrzenie.
http://www.warofthering.net/gallery/galleries/albums/fotrgaladriel/images/PDVD_994.jpg
Cała się od niego wewnętrznie trzęsła. Spojrzała na Undomiel. Jej twarz mówiła, że i ona nie dowierza własnym oczom. Galadriel krzyknęła do posłańca:
- Umiem też władać wiatrem – jakby na potwierdzenie tych słów drzewa zaszumiały złowrogo i zerwał się ogromny wiatr, rozwiewając złote włosy i uderzając jakby wprost w posłańca ciemności.
Teraz jej suknia zrobiła się niebieska. Tak niebieska, jak niebieski wydaje nam się czasami śnieg. Nie miała koloru nieba, raczej kolor lodu. Patrzenie na nią sprawiało ból, kłuła w oczy.
http://www.warofthering.net/gallery/galleries/albums/fotrgaladriel/images/PDVD_1173.jpg
– Mam w sobie huragan… o jaki twój pan nawet mnie nie podejrzewa!
Posłaniec szybko zawrócił i ruszył z kopyta przed siebie. Mieszkańcy śledzili go wzrokiem. A potem znów przenieśli wzrok na Galadriel. Ale ona stała na schodach dostojna, spokojna i biała. Znów była sobą. Wszystko minęło, szybko, niespodziewanie, jakby widok sprzed chwili, był tylko złudzeniem. Powietrze zdawało się być nieruchome, jakby Drzewa przed chwilą nie wrzały gniewem. Galadriel nic nie powiedziała. Nie uśmiechnęła się do nich. Zbiegła szybko po schodach i powiewając biała suknią pobiegła do swego ogrodu.
- Co to było? – zapytała zdziwiona Evenstar, patrząc na Aryę.
Arya miała początkowo wzruszyć ramionami i odpowiedzieć, że nie ma pojęcia, ale kiedy już miała odpowiedź na końcu języka, w umyśle zaświeciło jej światełko, przypominając słowa Lady of Light:
- Dobro i zło istnieją tylko w sercu Czarownicy, ona decyduje jaka chce być, ale magia jest jedna.
   
CDN

Ostatnio edytowany przez Galadriela (2008-02-16 10:42:12)


Powiedz mi o czym marzysz, powiem Ci kim jesteś... Co widzisz w moich oczach?


http://gfx.filmweb.pl/ph/10/65/1065/46851.1.jpg

Offline

 

#2 2008-03-08 15:18:53

Arya

Spiczastoucha, Pani Mieczy, Gwiezdna Oblubienica, Pierwsza Powierniczka Flakonu

Zarejestrowany: 2007-08-12
Posty: 99

Re: Cóż miała w oczach? Świt...a może zmierzch?

Galadrielo...cóz mogę powiedzieć. Dobrze wiesz, co myślę o Twoich utworach, ich nie sposób nie uwielbiać.
Ale widząc tu ten wiersz Petrarki poczułam się...zaszczycona. Niezmiernie wdzięczną jestem, ze go tu zamieściłaś:)


http://www.mFoto.pl/uploads/1530/narya._7a73f.jpg
http://www.lotrplaza.com/images/ranks/L01.gif Pierwsza Powierniczka Flakonu

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.legionyciemnosci.pun.pl www.colobot.pun.pl www.impressivetitle.pun.pl www.gim2zuromin.pun.pl www.mounds.pun.pl